środa, 16 marca 2016

Smaczki z Bytomskiej Giełdy Staroci
























Znacie ten stan, gdy jesteście gdzieś pomiędzy "nie mam na nic czasu" a "chyba o czymś zapomniałam"? Tak, kalendarzowa wiosna już się rozpoczęła i mimo, że pogoda nas nie rozpieszcza to jedno jest pewne - wszystkie wydarzenia kulturalne zaczynają nabierać rozpędu. Gdybym była jedynie uczestnikiem imprez, miałabym prawo się zlinczować za opuszczenie się w pisaniu tutaj, ale jako organizator muszę być 24h pod telefonem, mailem, pagerem, koniem... ok! Przesadziłam, ale sprawdzam czy nadal mnie słuchasz, a właściwie czytasz. Lubię gdy dużo się dzieje, gdy non stop jestem w biegu do tego stopnia, że nie mam czasu ogolić nóg. To było obrzydliwe, wiem, ale taka jest prawda. I gdzieś w tym biegu, pędzie, braku czasu, znalazłam chwilę, żeby odetchnąć, uspokoić się. Jedno pytanie: Co kobietę bardziej relaksuje niż masaż, lampka wina i przystojny facet w kuchni? Wiem, Tobie też na myśl przyszły książki i filmy? No ale miałam na myśli to drugie, czyli zakupy (teraz odgłos objawienia, jak w reklamie Vivus (?). Będąc u mojej drugiej, gorszej połówki wybrałam się na pewne rozeznanie. Jednak tym razem nie była to wiosenna penetracja sklepów z fatałaszkami, ponieważ niestety, ale w tym miesiącu mój budżet nie jest na przeznaczony dodatkowe ubrania, ponieważ wiązałoby się to z dodatkową szafą. Wystarczy, że zachciało mi się być inteligentem i zapisałam się na kurs francuskiego.  Jednak nie ma nad czym rozpaczać, są inne możliwości na roztrwonienie wypłaty... niestety.



Aktualnie jestem na etapie "wyprowadzamy się na swoje". Dlatego częściej niż wcześniej zaglądam do IKEI, Duki, Castoramy etc. Jednak jest pewne miejsce, które nie przypomina tych wymienionych wyżej, a znajdują się na mojej liście "muszę tam być". Może nie jest tam czysto, rzeczy nie są schludnie poukładane, dodatkowo nie są one nowe, ale jedno jest pewne tam wszystko jest piękne (oczywiście mowa tu o przedmiotach). Bytomska Giełda Staroci to wydarzenie, które ma miejsce w każdy pierwszy weekend miesiąca. Nie kłamiąc, możecie znaleźć na niej wszystko bez wyjątku, od koronkowych majtek, po ręcznie pisaną Biblie z XVII wieku po popiersie Lenina, a też fragment ze starej stacji benzynowej nie powinien być dla Was zaskoczeniem! Uwierzcie, ludzie w domach przetrzymują masę dziwnych rzeczy, a co najlepsze znajdują na to kupców! Dlatego możecie tu poznać nowych, niekiedy dziwnych ludzi, pełnych pasji i mających swoje fobie. Jeżeli sami macie coś na sprzedaż, warto to ze sobą zabrać, a nóż widelec znajdzie się kupiec.

Przyjeżdżają wystawcy z całej Polski. Jednak ilość sprzedawców jest też uzależniona od pogody lub zbliżających się świąt/dni wolnych. Gdy pada to wiadomo, że sprzedających jak i kupujących będzie mniej a co za tym idzie nie warto wystawiać antyków na niszczące działanie natury. A jakie są najważniejsze plusy? Wszystkim przypominają się stare targowiska. Można zjeść kaszankę, kiełbache, bigos i wszystko co kojarzy się z jarmarcznymi uciechami i dodatkowo w dobrym guście jest się po prostu targować. Ja ostatnio kupiłam książkę "Polacy w Hollywood" z 89.990zł na 15zł. Szperanie w szpargałach, znajdowanie perełek, odnalezienie brakującej filiżanki do kompletu babci, czy potrzymanie pierwszej płyty winylowej Davida Bowie może mieć właśnie miejsce na tej giełdzie. Dla wszystkich miłośników książek, atrakcji też nie zabraknie. Zawsze oczami wyobraźni widzę, gdzie mogłabym postawić starą beczkę zrobioną na wzór cudownej cepelii czy jak zmienić stare lustro łazienkowe tak, aby pasowało do współczesnego wnętrza łazience.


Jest dużo "ochów" i "achów" ale co ciekawe, tylko raz wróciłam do domu z ramkami. Zawsze kończy się na tym, że w torbie znajdują się książki i nic ponadto (raz udało mi się kupić komiksy "Gigant" z Kaczorem Donaldem). Nasuwa się na myśl jedno, "dlaczego"? Odpowiedź jest banalnie prosta, w sumie jak zawsze. Jestem totalny antykowym zółtodziobem. Pewnie za niemałe pieniądze zostałaby mi wciśnięta chińska fałszywka. Znowu gdybym chciała kupić to co mi się na prawdę podoba a jednocześnie miałabym pewność, że jest to autentyk, to sądzę, że nawet po długim targowaniu się, nie byłoby mnie stać nawet na fragment tego przedmiotu. Dlatego uważam, że książki są pod tym
względem bardzo bezpieczne.
Uraczę Was dzisiaj sporą ilością zdjęć, które mam nadzieję zachęcą Was do odwiedzenia Śląska, a na dodatek może będziemy mieli możliwość się spotkać. Ostatnio miała miejsce bardzo śmieszne zdarzenie ze mną w roli głównej. Stałam przy jednym straganie i czekałam na męską część mojego związku, gdy nagle miedzy nami pojawiły się dwa małżeństwa - jedno z dzieckiem drugie bez.
I standardowo zaczęło się tak:
- Łoooo Leszek kupe lat! Jak dobrze Cię widzieć! Poznaj to mój syn Antek i żona Halinka
Uradowani wymieniają się uściskami. Ja przyglądam się całemu zajściu. Wtedy Leszek odwraca się do mnie i podaje mi dłoń mówiąc:
- Miło mi.
Ja również wyciągam dłoń witam się z każdym, wszyscy na siebie patrzymy jak na głupich i wtedy ja dodaję:
- Nie wiem czemu się z Państwem witam, skoro ja tu tylko czekam na chłopaka.
Niby głupia sytuacja, ale wtedy podchodzi mój chłopak podaje każdemu rękę przedstawia się i dodaje "miło mi" z wyrazem twarzy, który można opisać tak: "Aga, WTF?!". Państwo też podali ręce i wtedy powiedziałam mu:
- Nie musisz tego robić to pomyłka.
Tadam. Kurtyna opada. Opowiadanie jak z "Twojego Imperium", czy innego szmatławca ale podczas zdarzenia było o wiele śmieszniej. Ok, to tyle miłego przeglądania zdjęć!

















4 komentarze:

  1. Targi staroci są ekstra :D My w Lublinie mamy też, tyle że w ostatnią niedzielę miesiąca i w sumie to chyba tylko wtedy, kiedy jest już naprawdę ładnie na dworze, chociaż parę razy się zdarzyło, że w którąś deszczową niedzielę, cały ten galimatias przeniósł się na parter mojego dawnego liceum.
    To rzeczywiście niesamowite, co ludzie trzymają w domach - czasami myślę sobie, że trzeba mieć jakiś szalony zmysł, który powie Ci, żebyś czegoś nie wyrzucała, bo ja większości tych bibelotów z miejsca bym się pozbyła :D
    Co do braku czasu... To już chyba jakaś grubsza sprawa epidemiologiczna (jest w ogóle takie słowo?), bo nieważne z kim i o czym tak naprawdę rozmowa, o braku czasu (albo tymczasowym okresem nieróbstwa i lenistwa) wspomina każdy. To chyba znak, że potrzeba jeszcze więcej słońca. Wtedy wszystko staje się ciut łatwiejsze :D

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Chyba chcemy robić za dużo a za mało jest doby. Jak kończyłam studia mówiłam, byłam pewna, że nie będę wiedziała co zrobić ze swoim wolnym czasem ... A teraz, no cóż lepsze to niż nic nie robienie :D O to jest jakiś punkt orientacyjny kiedyś mogę wybrać się do Lublina, w którym jeszcze nie byłam, może uda mi się upolować coś więcej niż tylko książka/obrazek...

      Usuń
  2. Jak cudownie!!!! Uwielbiam takie miejsca! Zawsze mi się wydaje, że takie przedmioty mają duszę, a dzięki nam mogą dostać od losu drugie życie :)
    Zawsze skupiam się na porcelanowych filiżankach i książkach. Tutaj w Krakowie też odwiedzam krakowskie szperaczki w poszukiwaniu takich cudowności.

    Pozdrawiam serdecznie! :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Często jestem w Krakowie więc będę wdzięczna za cynk gdzie mogę takie szperaczki znaleźć! Ja również uwielbiam sobie wyobrażać kto posiadał wcześniej daną rzecz i co z nią robił, zawsze zachwycają mnie stare szczotki z haftem i od razu na myśl przychodzą mi wszystkie filmy i książki historyczno-romantyczne <3 Dziękuję za odwiedziny!

      Usuń