wtorek, 29 marca 2016

Show me your smile! Czyli magia uśmiechu :)

Wskazówki z zegara do przodu! Śpimy godzinę mniej ale dłużej cieszymy się dniem. Słońce nieśmiało wychodzi zza tej szarości. Można powolutku chować trapery i kurtki zimowe. Wyczyścić łyżwy i wymienić je na rolki. A na twarzy coraz częściej maluje się uśmiech, no właśnie czy potrafimy odpowiednio często cieszyć się z małych rzeczy? Śmiech to zdrowie, więc nasuwa się jedno pytanie: dlaczego tak mało z niego korzystamy? Niektórzy z Was mogą poczuć się urażeni stwierdzeniem, że śmiech i dobre samopoczucie to nie nasza mocna strona. Skąd takie przypuszczenia?



Jeszcze nie tak dawno temu (bodajże na 3 roku studiów) wracając z zajęć na twarzy malował się nieopisany błogi uśmiech, a słońce grzało naprawdę mocno, bodajże był wtedy marzec. Gdy tak wędrowałam zatopiona w muzykę, która wpływała do moich uszu za pomocą słuchawek, zaczepił mnie młody chłopak z dyktafonem. Wyciągnęłam "pchełki" ze "ślimaka" i powiedziałam:
- Może Pan powtórzyć, bo nie usłyszałam?
Okazało się, że ów nieznajomy, to nikt inny jak dziennikarz radiowy (nie pamiętam jakiej stacji, było to w końcu jakiś czas temu, błagam nie liczcie...). Pan, nazwijmy go X zadał mi pytanie, banalnie proste, ale czy aby na pewno? Sonda dotyczyła uśmiechu, a pytanie brzmiało mniej więcej tak:
- Czy uważa Pani, że Polacy dużo się śmieją?
Moja odpowiedź była dość spontaniczna i nagła, odpowiedziałam z wielkim uśmiechem:
- Tak! Oczywiście tak!
Jednak po minie prezentera wyczytałam, że nie takiej odpowiedzi się spodziewał, zaraz potem dodał:
-Przepraszam, moje zdziwienie, ale jest Pani pierwsza osobą, która z takim entuzjazmem odpowiedziałam twierdząco na moje pytanie. Każdy poprzednik stwierdzał, że wszyscy są ponurzy, nadęci i smutni. Zatem kolejne pytanie, dlaczego Pani tak sądzi?
Na początku byłam zszokowana, że tylko ja odpowiedziałam tak optymistycznie, gdy uświadomiłam sobie jakie schody przede mną wyrosły! Bo przecież jak można wytłumaczyć coś co wypowiedziało się pod wpływem impulsu, dodatkowo bez przemyślenia? Nie chciałam się poddać i powiedzieć, że w sumie moi poprzednicy mieli rację, wolałam wypić to co naważyłam i odpowiedziałam:
- Często wydaje mi się, że to zależy od nas samych. Ja prawie non stop się śmieje i wydaje mi się, że tym uśmiechem zarażam też innych. Dlatego w moim odczuciu wszyscy wokoło wydają się być bardziej szczęśliwy, niż w rzeczywistości są, choć nie ma co ukrywać nie należymy do wylewnie wesołego społeczeństwa.
Może ujęłam te myśli w zupełnie inne słowa, ale sens zachowałam ten sam. W końcu czy śmiech podobnie jak ziewanie (tak wiem zaraz ziewniesz) nie jest zaraźliwy. Dziwny lek, który jest zaraźliwy, ale tak właśnie jest! Ale czy na pewno miałam racje? Minęło trochę czasu i wiele się zmieniło, coraz częściej dostrzegam w ludziach tą przenikającą ich na wskroś szarość.



Nie tak dawno w telewizji śniadaniowej, do której swoją drogą odczuwam straszną niechęć, widziałam fragment poświęcony kobiecie, która przez 20 lat (+/-), aby zatrzymać piękną twarz wolała się nie uśmiechać. W mojej głowie zrodziło się jedno pytanie: "Jak to jest możliwe?!". Wiem, każdemu z nas zdarzają się lepsze i gorsze dni. Niekiedy nie jest nam do śmiechu, ale czy nawet gdy czujemy, że wszystko nas przytłacza, nie potrafimy znaleźć wyjścia z sytuacji? Czy nawet wtedy gdy jest już bardzo źle nie wpadamy po prostu w histeryczny śmiech? No bo cóż nam pozostało jak nie śmiech na całe gardło. No bo wyobraźcie sobie teraz, że przez najbliższe kilka lat nie możecie unieść kącików ust... udręka nie? Ale chyba nie dla każdego... Jednak ostatnio stwierdziłam, że o wiele bardziej wolę rozweselać ludzi i dawać im powód do radości, niż samemu się śmiać.

W bibliotece, w której pracuje organizowałam pokaz filmu "Deszczowa Piosenka", notabene jest to film, który znajduje się w pierwszej dziesiątce filmów, które poprawiają samopoczucie. Wydarzenie było za darmo, rozreklamowane na prawo i lewo ale i tak przyszła jedna osoba. Jednak nie to jest najważniejsze. Odwiedziła mnie stała bywalczyni biblioteki, ok.75 letnia Pani Barbara. Pani dr hab., lektorka języka angielskiego na Uniwersytecie, kobieta która wyświetlany film widziała już nie raz i nie dwa. Zaskoczył ją fakt, że nikt oprócz niej nie był zainteresowany kultowym filmem Gene'a Kelly'ego. Jednak do czego zmierzam, mimo niskiej frekwencji pokaz się odbył a ja od dawien dawna nie spędziłam tak miłego wieczoru. Nałożyłyśmy sobie z P. Barbara popcorn, ciastka i puściłyśmy film w "sali kinowej". Rozkoszowałam się tą chwilą jak tylko mogłam. Razem mimo przepaści wiekowej roniłyśmy łzy wzruszenia, śmiechu i podziwu. Nie było tu fajerwerków, sztucznej krwi, była po prostu sztuka wizualna i miłe towarzystwo. Po seansie moja współtowarzyszka podeszła i powiedziała, że dawno nie miała tak dobrego humoru, chce się do wszystkich śmiać i znowu chciałaby mieć 20 lat aby w podskokach wrócić do domu. Dziwne prawda? Ogląda się film kolejny raz i znowu wpływa na ciebie jak dobry lek rozweselający. U mnie aura towarzysząca temu spotkaniu niosła w sobie wiele radości, odczuwałam coś podobnego, jak podczas ofiarowania komuś prezentu, na który czekał latami. Radość Pani Basi mnie poruszyła, tym samym ja stałam się naprawdę szczęśliwa. Pomimo, że poprzedni tydzień nie mogę zaliczyć do najlepszych ten dzień po 12h pracy uważałam za na prawdę przemiły.
Stojąc na przystanku, nuciłam sobie pod nosem "I'm singing in the rain..." i starałam się nie myśleć o scenach z "Mechanicznej pomarańczy". Podjechał jakiś autobus, ktoś kupował bilet u kierowcy więc pojazd dłużej zawitał na zjeździe. Kobieta w ciemnym kapeluszu spojrzała w moim kierunku, a ja nie potrafiłam przestać się śmiać. I wiecie co się wtedy wydarzyło? Wszyscy, którzy w tym momencie spojrzeli na mnie nagle się uśmiechnęli, tak po prostu - spontanicznie. W tym dniu poszłam spać szczęśliwa.
Jedno Wam powiem, to nie jest trudne, złapać wzrok kogoś obcego w autobusie (tylko warto zwrócić uwagę czy nie wygląda jak seryjny morderca!) i po prostu uśmiechnąć się od ucha do ucha. Jeżeli ktoś odwzajemni nasz prezent, to mogę Was zapewnić, że dla obu stron dzień stanie się lepszy, jeżeli nie... jego strata! I nie martwcie się zmarszczkami, które zmienią waszą twarz, bo chyba lepiej być człowiekiem brzydszym ale szczęśliwym niż pięknym i smutnym!
Mam nadzieję, że wraz z polepszoną pogodą poprawiłam Wam samopoczucie! Wkrótce się tutaj pozmienia, będzie nowy wygląd, strona, nazwa ale stara ja! Wyczekujcie bo będzie mocne rąbnięcie!





9 komentarzy:

  1. Z dnia na dzień upewniam się w przekonaniu, że ludzie nie potrafią się cieszyć, bo przede wszystkim chcą mieć wszystko od razu. Radość z rzeczy niewielkich traktujemy jak coś nieosiągalnego, albo nienormalnego. Kosmos. Można Twój blog gdzieś obserwować?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Tak to prawda! A wydaję mi się, że największą radość sprawiają nam małe rzeczy, które zostają w pamięci na bardzo długo. Myślę, że można go obserwować dodając link do obserwacji (wiem jak to działa na blogspocie nie wiem jak gdzie indziej), ale na dniach bez wątpienia powstanie strona na Facebooku :) Nigdy nie sądziłam, że komuś na tyle spodoba się to co piszę i o głupia ja nie pomyślałam o skrótach :D ale postaram się poprawić czym prędzej! :)

      Usuń
  2. Dziś koleżanka sprzedała mi info, że ziewaniem zarażamy się tylko od osób, z którymi czujemy więź emocjonalną, więc ostrożnie z tymi porównaniami! :D
    Ale prawda, uśmiech potrafi być zbawienny. Twój post idealnie się zsynchronizował z wpisem, który chodzi mi po głowie, zobaczymy, co z tego wyjdzie ;>

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. To mogłoby być niepokojące gdyby nagle wszyscy zaczęli ziewać czytając ten post! Mogłabym nazwać się jakimś universum :D Oooo nie mogę się doczekać tego postu, a z racji że zaczęłam obserwować na pewno nie pominę :D cieszę się, że to co napisałam przyda się komuś :D

      Usuń
    2. Spokojnie, ziewanie nam nie grozi! :D

      Usuń
  3. Jak na praktykach w radio latałem z mikrofonem po mieście przeprowadzając sondy uliczne to odwzajemniony uśmiech był idealnym wyznacznikiem tego, czy dana osoba w ogóle się zatrzyma żeby zamienić ze mną kilka słów, czy od kopa rzuci, że się śpieszy. Mój "przełożony" dziwił się tylko czemu mam praktycznie same kobiety nagrane.

    Proste, przecież nie będę się uśmiechał do facetów. Jeszcze w pysk dostanę albo coś...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Lub co gorsza, nie w pysk a numer telefonu z dopiskiem "call me bejbe!" :) Tak to prawda, ja w sumie zazwyczaj się uśmiecham, dzięki czemu przechodząc przez rynek mam tyle samo makulatury w dłoniach co po 5 latach studiowania medycyny.

      Usuń
  4. No nie mogę z tą kobietą, ktra stroni od uśmiechu tylko po to, aby uniknąć zmarszczek :D
    Uważam, że osoby aż nadto smutne i ponure mają właśnie zmarszczki, przez które ich policzki zwisają ponad linie żuchwy, a kąciki ust opadają w dół tworząć zmordowane życiem oblicze.

    Zmarszczki powstałe ze smiechu sa oznaką radości, jaką nosimy w sercu <3

    Warto się śmiać - śmiech to zdrowie! :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Tak, dokładnie. Twarz człowieka smutnego i niemiłego, to twarz człowieka z brzydkimi zmarszczkami, znowu te spowodowane uśmiechem, wydaję mi się, że dodają uroku każdemu! Zawsze gdy spotykam się z koleżankami i robimy sobie tzw. cheat day wmawiamy sobie, że tyle co się śmiałyśmy to wszystko już spaliłyśmy! Trzeba sobie jakoś wmawiać, że kolejne niezdrowe przekąski spalą się same :D

      Usuń