czwartek, 30 czerwca 2016

Noc Kupały, czyli miłość według Słowian.


Nie wszyscy lubią celebrować święto zakochanych, uważając je za coś sztucznego i wymuszonego, tylko po to, aby raz w roku zaruchać za czekoladki. Bez wulgaryzmów, ale z szczerą prawdą można stwierdzić, że podobne wydarzenia miały już swój początek u Słowian, a do dzisiaj w czerwcu świętujemy to co nazywamy "Nocą Kupały".

Oczywiście może się to jednym kojarzyć z pewnymi czynnościami fizjologicznymi, uryną, czy z etymologią słowa kupała, które w języku rosyjskim oznacza "kąpiel", ale nic z tych rzeczy. Nazwa ta wprowadzona została przez Kościół chrześcijański na przełomie X - XI wieku, nadając temu zwyczajowi patrona pod postacią Jana Chrzciciela, który wiernym nadawał chrzest właśnie poprzez kąpiel. Było to wygodne dla ówczesnych oświeconych ludzi, aby połączyć święta chrześcijańskie z pogańskimi, takim przykładem jest też Boże Narodzenie w grudniu. Dlatego do dzisiaj możemy spotkać różne nazwy tego święta, często również uzależnione od regionu Polski ale też od kraju. Jedno jest pewne pomimo, że miało zostać wyplenione przetrwało do dzisiaj i trzeba przyznać, że ma się całkiem dobrze. Coraz więcej ludzi spotykam, którzy podobnie jak ja nie przepadają za zachodnim dniem świętego Walentego, który przypada na 14 lutego. Czerwone serduszka, sztuczne czekoladki, zdechłe już niekiedy czerwone róże i w sumie nic ciekawego. Proszę nie zrozumcie mnie źle, bardzo lubię wszystkie święta duże i małe, nie ważne, ponieważ ubóstwiam Boże Narodzenie, które właśnie dzięki zwyczajom zachodnim ma swój urok, tak Walentynki niekoniecznie przypadły mi do gustu. Dlaczego się tak uparłam i strasznie biadolę? Otóż mało osób, z młodego pokolenia pamięta, że coś takiego jak Noc Świętojańska jeszcze istnieje, na szczęście z roku na rok się to zmienia.

Ja, swego czasu, będąc jeszcze typową gimbaziarą, lubiłam święto zakochanych wyczekując zawsze listu od chłopaka z najstarszej klasy, który mi się podobał. Uprzedzam Wasze pytanie, nigdy żadna walentynka nie przyszła, nie licząc tej od rodziców. Mam na to swoją teorię. Myślę, że mój wygląd metalówy, nie był głównym powodem braku zainteresowania moją osobą, a raczej jakaś młodsza zazdrosna jędza podarła wszystkie liściki zaadresowane do mnie. Ooooo tak! Jednak nie to wzbudziło moją niechęć do tego święta, wciąż lubię dawać i brać upominki, ale uważam, że Noc Kupały jest po prostu ciekawsza i bardziej atrakcyjna. No i przede wszystkim jest taka nasza! Od zawsze fascynowały mnie czarownice, zielarstwo, wszystko co związane z dziejami, gdzie to najstraszniejszym demonem przypisywało się postać kobiecą jak na przykład Południca. Dlatego zwyczaj pełen miłości  jest dla mnie o tyle ważny, że można przez chwilę po prostu cieszyć się naturą i tym co nas otacza (czy już piszę jak hipisiara?!)

No wyobraźcie sobie 14 lutego iść do lasu szukać z ukochanym liścia paproci. Oczywiście nie dajmy się zwieść, wiadomo po co docelowo szło się do tego lasu. Podpowiem, po to po co dzisiaj na walentynki kupuje się czekoladki.  Nie zapominajcie,  że wcześniej po rzece trzeba puścić wianek, który najlepiej jak złapie ukochany. W zimie, jednak byłoby to puszczanie śnieżek po lodzie. Tańczenie boso po zielonej trawie, jest naprawdę przyjemne, jedyne co nam grozi to nadepnięcie mrówek, osy itp. Znowu dzikie pląsy w śniegu, kończyłoby się odmrożeniem kończyn dolnych, a to nie wydaje się być dobrą opcją. Dlatego tak ważne, aby właśnie święto ognia, miłości, wody, słońca, urodzaju i ogólnego dobrobytu, przypadało w najkrótszą noc w roku również zwaną sobótkę, najczęściej przypadającą z dnia 21 na 22 czerwca.

W tym roku akurat udało mi się być niedaleko Częstochowy, gdzie nieopodal organizowana była noc kupały. Przyodziałam wianek, długa kieckę, zabrałam aparat i mojego lubego (to zapewne powinno brzmieć w innej kolejności) i powędrowałam na górę w miejscowości Maluszyn w gminie Żytno, gdzie mogłam się wyszaleć, jak na typową słowiankę przystało. Wszystko oczywiście było starannie przygotowane. Płonące stacje umieszczone wgłąb lasu, święty Jan, który po drodze święcił przechodniów, rzeka z puszczonymi zapalonymi wiankami i koncert zespołów folklorystycznych. Magia tego wydarzenia jest nie do opisania. Sądzę, że nawet najbardziej klimatyczne zdjęcia nie oddadzą tego jak w tym miejscu było cudownie. Nie musieliśmy się też przejmować inkwizycją i spaleniem na stosie, a to naprawdę pomogło się odprężyć. Podczas przerwy między koncertami odbyło się przedstawienie, które ja podzieliłabym na dwa. Po lewej stronie mogliśmy obserwować wydanie za mąż panny, po lewej akrobacje i żonglowanie ogniem (jeżeli ma to swoją profesionalną nazwę będę wdzięczna za informację). W pewnym momencie poczułam się jakby oderwana od współczesnej rzeczywistości. To wydarzenie miało w sobie całą masę mistycznych mocy. Już nie mogę doczekać się następnej takiej imprezy.













8 komentarzy:

  1. Ojej ale swietna tradycja! Że też wczesniej o tym nie słyszałam! :) Też nie przepadam za walentynkami!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Super :D to warto się wybrać za rok w czerwcu :) praktycznie teraz w każdym większym mieście są organizowane noce świętojańskie :D

      Usuń
  2. Słyszałam o ty święcie i jak się je obchodzi... dość ciekawe :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. No zapewne, gdyby została zachowana stara formuła byłoby jeszcze ciekawiej :D

      Usuń
  3. Rewelacyjne zdjęcia, takie magiczne. To chyba była taka magiczna noc. Noc świętojańską obchodziłam, ale nigdy w taki sposób - raczej koncerty z tej okazji itp. A to wygląda dużo lepiej!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Tak dokładnie tutaj też były koncerty ale zwłaszcza, że była to wieś to miało to dodatkowy urok :)
      Oj było naprawdę magicznie :)
      Dziękuję za odwiedziny :)

      Usuń
  4. Ciekawy sposób na Walentynki!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. W zimę mogłoby być trudnij o wiele z resztą jak napisałam odmrożone cztery litery (niekoniecznie ręka) to nic przyjemnego, ale kto zabrania dwa razy świętować :)

      Usuń