czwartek, 18 lutego 2016

Thumbs up, it's Fucking Thursday!

Tworzyłam od dwóch dni ładny, wypaśny jak indyk na święto dziękczynienia post o węgierskim filmie nominowanym do Oscara. Chciałam powrócić do opisywania filmu, żeby poczuć znowu dreszczyk emocji jak podczas sesji; przejdzie czy nie przejdzie. Jednak jak to w życiu bywa, nic nie trwa wiecznie, nawet postanowienia, a zwłaszcza one. Nie chce tu pisać o swoich wyimaginowanych pomysłach na Nowy Rok, przecież mamy luty, zaczął się post, więc byłoby to swego rodzaju świętokradztwo. Nie o tym dziś mowa. Jest czwartek. Podobno szczęśliwy dzień, ponieważ gdy dzisiaj zamkniemy w nocy oczy, a uda nam się je jutro otworzyć (taki wisielczy humor, dosłownie) to będzie już piątek. A to bez wątpienia wspaniały dzień. Wszyscy idą na ostre chlanie i imprezy, a ja po prostu odsypiam zmęczenie z całego tygodnia. Nie odchodząc od głównego wątku, wracamy. Mamy ten wspaniały czwartek, weekend na wyciągnięcie ręki, wciąż daleko ale już tuż, tuż.

Dzisiaj miałam przedziwny sen, w którym przez cały czas powtarzałam "dzisiaj nie będzie dobry dzień". Wstaję rano, w głowie cały czas dźwięczy mi złowrogie zdanie ze snu. W miarę obiektywnym, spuchniętym okiem spoglądam na swoją twarz. Określam jasno: włosy - do umycia, twarz - do zakrycia. Klęczę przed wanną, nachylam głowę, a przyjemny letni prysznic spływa na mój kark. Wiszę tak jakiś czas (wisielczy humor dalej lewituje nad nami) i rozkoszuję się chwilą. Nakładam szampon, spłukuję. Druga porcja szamponu, spłukuję. Dodaje odżywkę, odczekuję, spłukuję. Zawijam turban (najbardziej aseksulany element porannej garderoby), cała twarz jest ściągnięta do góry co sprawia, że wyglądam jak kobieta kot lub matka Sylvestra Stallone. Dalej zaspana, nakładam wodę termalną na twarz i idę robić sobie śniadanie.
Właśnie... śniadanie.

Oczy dalej podpuchnięte, ale teraz bardziej naciągnięte. Wchodzę do kuchni, podchodzę do lodówki i wyciągam: ser, rukolę, pomidory, sałatę i ogórek. Kładę wszystko starannie na blacie, tak żeby niczego nie pominąć. Zapominam o najważniejszym elemencie kanapki, o bułce. Och ta bułka... bożyszcze ludzi pracujących, uczących się, na wyjazdach, w domu... prawdziwy rarytas jak się patrzy. Wyciągam z szuflady nóż z ząbkami jak piła, taki specjalny do chleba. Jest czerwony, silikonowy i nowy, więc na prawdę ma mocne cięcie. Sięgam po bułkę, którą trzymam w lewej dłoni, w prawej narzędzie zbrodni. I niestety muszę to powiedzieć, mamo miałaś rację, gdy kroimy pieczywo powinniśmy położyć je na desce i dopiero kroić gdy podłoże jest stabilne, ale ja jestem zawsze mądrzejsza, zawsze! Nadal oburącz trzymam te kochające się przeciwstawne obiekty, przykładam piłkę do buły na samej krawędzi, wykonuję zamaszysty ruch i BACH! Bułka cała, ale piłka z noża utknęła pod palcem, ale nie moi mili, nie między bułką a opuszkiem, nieeee. Wtedy bym mogła powiedzieć, że miałam dzisiaj ogromne szczęście i poczuć się jak "gwiazda" jednego z filmów pod znaczącym tytułem "Oszukać przeznaczenia 1,2,3,4,5,...101". Ale nie kur*a (wchodzą tu też dzieci nie mogę ich demoralizować). Ta J*bana, piłka wchodzi dokładnie między paznokieć a palec. Dzieli płytkę na pół, dosłownie. Odjęło mi mowę. Wzrok niezmącony żadną myślą wpatruje się w to k*rewsko makabryczne wydarzenia. Co ciekawe bułka z ręki wyskoczyła ale nóż (je*aniec) dalej sterczy w kciuku. Wyciągam go z mięska na spokojnie, lekko. No i pojawiła się długo oczekiwana krew, jakbym jakąś aortę/tętnice przedziurawiła. Mija 15 minut nakładam plaster i po sprawie, jeden paznokieć mniej do malowania.
I co się cieszysz?

Później tylko z górki, odjechały mi dwa autobusy, pobrudziłam się farbą podczas zabawy z dziećmi, spadł mi pomidor na spodnie... I spoglądam na zegarek z świadomości, że jeszcze tyle ważnych rzeczy mnie dzisiaj czeka. Chyba wolę o tym nie myśleć. Moi mili, moi kochani w całej miłości do Was jak nie odpowiem Wam dzisiaj "dzień dobry" proszę o wyrozumiałość, ale się nie da. Osiągnęłam dzisiaj górną granicę "wk*rwu". Zatem jak odburknę jedynie "cześć" bądźcie wdzięczni, że Was nie zamroziłam wzrokiem.
Z pozdrowieniami dla każdego, kto dzisiaj stwierdził, że czwartek jest większą... kobietą lekkich obyczajów. Dla pocieszenia - zawsze mogłam prosić o kasę jak Kenye West.

6 komentarzy:

  1. Przepraszam to chyba straszne, ale się uśmiałam :D Moje przygody z nożem i palcami stały się już legendą wśród znajomych, a chłopak od dawna mi nie współczuje - jeśli w zdaniu, które do niego kieruje znajdują się słowa "palec" i "nóż", nawet nie stara się mnie pocieszyć, tylko odpowiada "znowu?". Mam nawet swój ulubiony palec wskazujący, który zazwyczaj przecinam w tym samym miejscu, w związku z czym jest na nim niewielki punkt, w którym straciłam już czucie - tyle bólu mniej XD Nie wiem, co jeszcze napisać, najbardziej adekwatne będzie chyba, że Agnieszki tak mają XD

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. No tak inaczej się do tego podejść nie da niż właśnie poprzez śmiech :) Tak dokładnie, Agnieszki to (jak moja mama wczoraj opisała) najbardziej realistyczne romantyczki na świecie :) Ja zabieram się od kilku dni, żeby skomentować Twój o wiele poważniejszy post i po prostu nie wiem pustka w głowie, wszystko co chciałabym napisać wydaje mi się głupie i od razu kasuje :) może dzisiaj się przełamię i sklecę coś sensownego :)

      Usuń
    2. U mnie dokładnie to samo! Czasami pytają tylko, czy jest bardzo źle, czy jak zwykle ;)

      Usuń
    3. Albo kiwają głową i mówią "Ale z Ciebie sierota"... :D chociaż gorsze jest "A nie mówiłam/em" :)

      Usuń
  2. Padłam :) Post świetny, bo przedstawiłaś wszystko tak obrazowo, że bez problemu potrafiłam wyobrazić sobie tę scenkę. Masz rację - dopadł Cię ogromny pech, jednak jest jeden pozytyw - gdybyś zdecydowała się na śniadanie tuż po przebudzeniu, mycie głowy byłoby dla Ciebie okropnym doznaniem biorąc pod uwagę niedysponowany palec :)

    Oby takich dni było mniej i mniej :*

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Tak już i tak moje paznokcie są w opłakanym stanie, cieszę się, że tak spodobała Ci się historia :) A to i tak był wierzchołek góry lodowej, który czekał mnie przez resztę dnia, na szczęście od tego czasu nie spotkało mnie tyle nieszczęść jednego dnia :)
      A co do mycia głowy, to niestety teraz odczuwam tego skutki, aż ciarki przechodzą po całym ciele ;|

      Usuń