piątek, 5 lutego 2016

Jak to jest z tą "Zjawą"?

Kiedy po raz pierwszy pół roku temu zobaczyłam trailer, w którym surowy krajobraz łączył się z niskim głosem Leonarda DiCaprio z Off'u, wyszeptałam tylko: "Muszę iść na ten film, to będzie Oscar". Zazwyczaj na filmy nowe, które nie są kontynuacją poprzednich nie wyczekuje z takim  zniecierpliwieniem, w tym przypadku było inaczej. Wróciłam do domu i krzyknęłam: "Mamo! Leo dostanie Oscara, w następnym roku zagra w filmie Iniaritu i to będzie totalna miazga". Słownictwo nie wyszukane ale wiadomo dałam się ponieść emocjom, które mi towarzyszyły, właściwie bardziej zachwycił mnie sam zwiastun niż film, na którym byłam, bo nawet nie jestem w stanie sobie przypomnieć co wtedy oglądałam! Dlatego nadszedł 29 stycznia, dzień polskiej premiery filmu, ja wybrałam się do kina dopiero wczoraj pełna nadziei choć już przepełniona obawami.




Ostatnio wspominałam Wam, że idę do kina z czystą kartą, tak abym mogła sama ją zapełnić swoimi emocjami i odczuciami. Tym razem nazwisko reżysera i zachwyt nad poprzednimi filmami takimi jak "Birdman", "Babel", "21 gramów" etc.  sprawiło, że byłam tak podekscytowana, że swój stan mogłabym przyrównać do dziecka, które słyszy samochód z lodami FamilyFrost! Oceny znajomych na portalu filmweb.pl różniły się od 3 gwiazdek do 9... nie wiadomo komu ufać. Dlatego musiał nastać ten moment, w którym na własnej skorze miałam się przekonać, czy w tym roku usłyszymy "At last, and the winner is... Leonardoooo DiCapriooooo!"


Uwaga, mogę teraz zaskoczyć każdego czytelnika... Ten film był dla mnie totalną porażką. Już się tłumaczę (pomimo, że winna nie jestem). Lubię filmy długie, nie przeszkadzają mi trzy godzinne produkcje, których fabuła się ciągnie w nieskończoność, jest tylko jeden warunek, mianowicie że wzbudzają one we mnie masę uczuć, a długość filmu jeszcze bardziej potęguję budzące się emocji. Przerażają mnie filmy trudne, ciężkie (nie jak z ołowiu) ale takie, podczas oglądania których czuję straszny ucisk w sercu. Dlatego odpuszczam większość filmów wojennych, ponieważ oglądanie ich wprawia mnie w zażenowanie z powodu ludzkiego gatunku, jednak nadal są to obrazy wnoszące coś do mojego życia, ukazujące przemianę bohaterów i ich różne pobudki działania. Lubię filmy niezrozumiałe, gdzie gloryfikowane to co najcenniejsze w kinie - obraz... Na prawdę. Jednak film Alejandro Gonzáleza Iñárritu  wprawił mnie w osłupienie ale raczej w  takie z serii "co to jest...". Historia, która mogła być opowiedziana w godzinę rozwleczona (dosłownie) została na 2,5h, które strasznie się ciągną. Na ekranie, jak sam oryginalny tytuł wskazuje, oglądaliśmy tylko drogę głównego bohatera, który jedyne jego pragnienie to zemsta (będąc obiektywną, zemsta lepiej wychodzi Tarantino, ale to na marginesie).
Oczywiście film jest poprawny politycznie. Oglądamy białych, którzy nowy kontynent zagrabili sobie dla siebie, mordując, gwałcąc i plądrując indiańską kulturę. Dlatego w najnowszym filmie  Iñárritu mamy 3 główne wątki, historie zemsty Hugha Glassa, którego grał DiCaprio, plemię Ree, które poszukuje córki wodza (jak mniemam) atakując stacjonujące jednostki białych kolonialistów i ostatni element układanki: walka o przetrwanie białych na nowym terenie. Dodatkowo w filmie przeplata cały czas sen na jawie głównego bohatera, gdzie spotyka nieżyjącą żonę i syna. Po seansie doszłam do jednego wniosku, mianowicie wystarczy zobaczyć trailer, dodać niesamowite widoki(bez których film leży) i tak na prawdę mamy już przedstawioną całą historię z zaoszczędzonym pieniędzmi za bilet.


Byłabym niesprawiedliwa, gdybym nie zostawiła suchej nitki na tym filmie. Były też dobre, a nawet rzekłabym wybitne momenty. Pierwszym z nich jest bez wątpienia początkowa sekwencja, kiedy to "dzicy" atakują białych zbieraczy skór. Przebieg tej napaści jest nakręcony w taki sposób, że gdyby reszta filmu trzymała ten sam poziom zapewne wielu z nas wyszłoby z bólem głowy od nadmiaru wirującej jazd kamerą. Realizm obrazu, bezkresne, zimne i przytłaczające obrazy sprawiły, że zrobiło się zimno w kinie, lubię takie momenty kiedy wyświetlana fikcja nagle pojawia wokół mnie, w końcu po to idę do kina. Zdjęcia w tym filmie są tak dopieszczone, że oko nie może się nadziwić nad dziełem stwórcy, ale gdybyśmy chcieli podziwiać naturę wybralibyśmy się na film produkcji National Geographic. I trzeci element, który dla mnie jest bez zarzutu to ścieżka dźwiękowa. To właśnie za sprawą muzyki (nie w tym filmie pierwszym) podsyca emocjonujące wydarzenia, które pojawiają się non stop, aż niemożliwe, że można tyle przeżyć. Finałową scenę uratował właśnie podkład muzyczny, ostre uderzenia w bębny wprawiały w ruch mój tok myślenia, pomimo, że zakończenie było bardziej przewidywalne aniżeli Harlequin z Faktu, to jednak czekałam na napięciu na rozwój zdarzeń.
Ok. Co z tym Leo... Wydawałoby się pewniak. Dużo osób mówi, że Akademia dostrzeże jego kunszt aktorski i nagrodzi go Oscarem. Chciałabym, ale żeby otrzymał statuetkę za lepszą rolę, na prawdę wybitną, których nie brakuje w jego dorobku, można wspomnieć tutaj między innymi o "Infiltracji", "Co gryzie Gilberta Grape'a", "Wyspie", "Krwawym diamencie"... W "Zjawie" no cóż, życzę mu jak najlepiej ale jednak dla mnie "not this time Leo". I co niestety przykre, ale prawdziwe, Tom Hardy, który zagrał Fitzgeralda bije DiCaprio na głowę. Czym jest to spowodowane? Zapewne tym, że portret psychologiczny jego postaci jest lepiej rozbudowany.


Jedna ze znajomych po zobaczeniu filmu napisała, że był to najbardziej realistyczny obraz super bohatera jaki widziała. Zgadzam się z nią w zupełności. Gdyby okazało się, że studio Marvel było jednym z dystrybutorów nie zdziwiłabym się zanadto. Pierwszy raz uważam, że Tarantino z "Nienawistną 8" był bardziej realistyczny niż  Iñárritu. A przez cały seans na usta cisnęło mi się jedno stwierdzenie, które doskonale podsumuje cały film: "Serio? Znowu?".
Dziękuję za uwagę kurtyna opada!

7 komentarzy:

  1. Mój chłopak strasznie chce to obejrzeć. A mnie się od początku wydawało, że nic ciekawego nie może wyjść z samotnej wędrówki nakręconej pod Leo, żeby wreszcie biedaczysko dostał oscara.
    Ale pewnie ostatecznie i tak zostanę zmuszona do obejrzenia tego. Prawdopodobnie im szybciej, tym lepiej mieć to z głowy.
    No chyba, że mi się spodoba. Ale serio, nawet trailer jakoś za bardzo do mnie nie przemówił.
    Pozdrawiam,
    vojcikowna.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dokładni, chociaż warto iść do kina chociażby ze względu na muzykę i zdjęcia. Oscar tutaj się należy jak nic! No i Tom Hardy <3 Mój chłopak na początku chciał iść a po seansie wmawiał mi, że go zmusiłam :D Ale i tak czekam na opinię czy film przypadł Ci do gustu czy nie :)

      Usuń
    2. No obejrzane wczoraj wieczorem i już wiem, że mogę Cię poptrzeć. Widoki jak najbardziej zapierające dech w piersiach, ale całą resztę można by było skrócić o jakieś 40 minut i może wtedy aż tak bardzo bym się nie wynudziła - chociaż nie wiem czy wynudziła to dobre słowo - raczej zmęczyła. Bo oglądanie tego filmu było dla mnie strasznie męczące, zważywszy na to, ile było w nim pustej zawartości. Echs, oczywiście mój C. zachwycony :D No, od czasu do czasu też zasługuje na jakieś poświęcenie z mojej strony ;)

      Usuń
  2. no to się tutaj zgodzę i wreszcie poprę czyjąś opinię w kwestii tego filmu. dla mnie też był on porażką, tak naprawdę film o czymś, a de facto o niczym. nie bardzo wiem co ten film miał wnieść do życia widza, ale może jestem zbyt nieogarnięta i nie zrozumiałam przekazu :p w każdym bądź razie oprócz kilku faktycznych, związanych nieco z historią wątków, nie widzę w tym tasiemcu nic szczególnego i cały film czekałam aż się rozkręci :D

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Właśnie film jest o czymś, a de facto o niczym. Nie wiadomo czy skupić się na wielkim cierpieniu Leo (nawet zamordowanie syna jakoś mną nie wstrząsnęło) czy może bardziej na ilości zabitych zwierząt (i to na prawdę sprawiało u mnie obrzydzenie). Cieszę się, że nie tylko ja miałam takie odczucia, bo gdy głośno w dyskusji wyrażałam swoje odczucia na temat filmu, pary stojące w windzie wzrokiem chciały mnie ukamieniować :D

      Usuń
  3. Myślałam, ze tylko ja jestem taka scepytczna. Kompletnie nietrafiony film, kompletnie... Dłużyzny, przewidywalność do bólu, tylko krajobrazy, ale to można sobie obejrzeć w Discovery nie trzeba specjalnie po to iść do kina. :( Smuteczek

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Niestety Smutne, ale prawdziwe... Widziałam już prawie wszystkie filmy nominowane i wydaje mi się, że przesyt bodźców w "Zjawie" jest strasznie przytłaczający przez co poprawnie się go nie odbiera...

      Usuń