czwartek, 12 listopada 2015

To wcale nie tak...

... że zniknęłam, że zapomniałam, że mnie już nie ma! Wręcz przeciwnie jestem cała i zdrowa, a dodatkowo bogatsza o nowe doświadczenia i poniekąd spełniona. Już się tłumaczę, dlaczego Was opuściłam. W sumie mój blog zaczął mieć szczytową formę, bo doczekałam, aż uwaga 5 komentarzy! Nie myślałam nawet o jednym a tu proszę. Od ostatniego czasu zdążyłam:



1) Obronić tytuł magistra
2) Obciąć włosy (gdybym mogła jednocześnie cofnąć czas)
3) Zmienić pracę
4) Zmienić wystrój pokoju
5) Trzymać statuetkę Oscara za "IDĘ" (dodatkowo dać jej buziaka!) 


I zapewne wiele, wiele, innych rzeczy, których nie pamiętam, ale na pewno wydarzyły się w przeciągu tych 2 miesięcy. Musicie przyznać, że wynik nie jest taki zły! Uważam, że wszystko zaczyna wychodzić na prostą, codziennie rano wstaję i stwierdzam, że jednak praca w miejscu, które się kocha to jest to czego potrzebowałam i dzięki czemu, aktualnie czuję się szczęśliwa. Życzę każdemu takiego uczucia, gdy rano słyszy budzik. Ale my tu gadu gadu o pracy, a przecież jutro już piątek, a piątek jest lepszy niż niedziela! A co najważniejsze, powracam i nie zamierzam odpuścić wróciłam już na dobre :) szybko się mnie nie pozbędziecie! Moja ruda głowa pęka od nadmiaru pomysłów. Dzisiaj na szczęście krótko, bo jestem po seansie filmowym także zmęczona ale szczęśliwa, pora się położyć spać, bo wiadomo do pracy wstać trzeba (czas na wielki ziew, kto otworzył usta na samą myśl?) :) Także, szykujcie się na nowe posty, mam nadzieję, że jesteście gotowi i przyjmiecie mnie z powrotem w swoje skromne lub mniej skromne progi :)
Jakieś plany na weekend? Ja oczywiście coś związanego z filmem i uwaga, rozpoczął się sezon na łyżwy, o którym napiszę w weekend.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz